przez co autor, chcą nie chcą, musiał przestać czytać<br />
nie żeby się unosił, czy scenicznie przeklął<br />
ot, czasem z cicha chrząknął, czasem sobie ziewnął <br />
to podrapał się w brodę, to zdjął okulary<br />
i chyba z raz zażartował, że wiek, że za stary<br />
że trzeba mu wybaczyć, bo trzeba, bo sztuka<br />
nie ima się starej biedy, na szczęście, odpukać<br />
a z resztą, że pies ganiał chudych, ogryzł dupę tłustym <br />
i wówczas, głos, wierny towarzysz, z nagła go opuścił<br />
<br />
zarzęził wiekowy autor, dłonią nieco drżącą<br />
wyjął zbawienne lekarstwo, mocno się zaciągnął<br />
szybciutko dokończył, wstał dziarsko, machnął dość pospiesznie<br />
i wybiegł, bo czas już, wybaczcie, siąść nad nowym wierszem<br />