krew i ciało obok brudne jak ubranie
to co będzie chrome nie osiągnie szczytu
a kaleka dusza musi spłynąć z deszczem
jeszcze wciąż zamknięta wielka złota brama
tłum przybyszów zewsząd stoi przed portykiem
chmury ponad głową tworzą dziś kaskady
musi minąć wieczność to co wciąż umiera
robię małe kroki tuż po białych stopniach
Tyś jak balustrada ręka nad przepaścią
rzucam w głąb świątyni swoje nagie serce
oby biło równo kiedy przyjdzie zasnąć