gdy zawieszała gwiazdy na gałęziach wszechświata
lśnią jak bombki na czarnej choince
oszronione zimnem bezsennych poszukiwań
tysiące przespanych dni
pobudki późnym wieczorem gdy zamiera ruch
rodzę siebie w bólach na pustych ulicach
zostawiam swój płód w ludzkim oknie życia
dni wykreśliły mnie z listy obecności
siedzę na zebraniu u nocnych pielgrzymów
wszyscy dawno poszli stoją puste krzesła
serce pali w środku ten prastary płomień