któż chociaż jedną łzę po was uroni,
za strojną szatą i za twarzą próżną,
za opasłymi, za śliskimi dłońmi.
Gdzie żeście byli jak z mocy ustawy,
sumiennym matkom dzieci wydzierano,
wam było lepiej w luksusach się pławić,
wam było lepiej w fotelach bujanych.
Gdzie żeście byli jak za tysiąc złotych,
dom wraz z ogrodem komornik zajmował,
wiatr nadaremno zawodził po oknach,
nie wyrzekliście wtedy nawet słowa.
Wolność uparcie uwielbiacie deptać,
dobro co zawsze jest nad gnuśnym prawem,
złudą powagi, orzeczeniem szpetnym,
uzasadnieniem brudnym i koślawym.
Nadto być chcecie ponad Prezydenta,
co go opatrzność wyniosła i wiara,
ale oddacie purchawe sukienki,
powolnym krokiem i gestem ospałym.