widzę jakby brzemienną.
Niewiasta jakby wydała
nasz świat.
Tak ociężały w bólach
wyszedł na łono wszechświata.
Wyszedł jako karzeł
lecz stał się większy niż
każdy jego starszy brat.
Ożyła Ziemia z
wnętrzem swoich nieczystości.
Urodzona ,sama jakby
stała się rodzicielką.
To na niej powstało życie,
lecz nie samo.
Jak od dawna tłumaczą sobie ludzie...
Czy dziecko może nie mieć ojca,
stworzyciela ,który bytem się zowie?
Podobnie także Ziemia jest matką,
wiecznym domem swego potomstwa.
Lecz to nie ona dała życie.
Bo czy martwy wyda nam żywego?
i czy skała wyda nam potomstwo?
Ojciec nasz, byt jedynie doskonały,
stworzył matkę,
jako dom dla swojej przyszłej chwały.
Z prochu uczynił życie, z największej
głębi dał początek Ziemi.
Bo niczym była by matka bez potomstwem
wypełnionej przestrzeni.
Zwykłą skałą,
nieużytkiem jak ich wiele.
Kolejną martwą postacią
w niekończącym się kosmicznym kościele.
Bóg dał jej nowe znaczenie.
Tchnął dech życia w nozdrza stworzenia.
Według wszelkiego rodzaju
wydała wtedy Ziemia.
Człowiek jednak jako jedyny
otrzymał Boży dar.
Otrzymał wolność na wszelkie dziedziny.
Żył za sprawą Boga,
lecz cóż za miłość Panem kierowała,
że dał mu wybór,
możliwość nam własnym losem panowania.
Dał początek... bez końca ustalania.
Widząc więc życie mam na myśli Boga.
Jego potęgę, moc i chwałę.
Ale przede wszystkim miłość.
To w końcu za jej sprawą, ludzkość zaistniała...