że jak kiedyś ktoś na białych skrzypcach grał,
raz wspomniałem naszą pościel aksamitną
i pieszczotę, każdą jedną com ją brał.
Chciałem tylko ci powiedzieć że bez zakwitł,
z czubka gruszy przejmująco śpiewał ptak
i odfrunął w żółtą chmurę na ostatku
i oboje gdzieś daleko poniósł wiatr.
A studzienka prawie cała mchem porosła,
pocałunek tam się skrywa, gęsta mgła,
i twój śmiech przemyka dźwięczny i radosny,
chociaż w trawie się zgubiła jedna łza.
Na werandzie nie zmieniło się nic, wcale,
stary garniec tylko upadł i się stłukł,
tam spojrzenia nasze pierwsze się spotkały,
tam się dotyk w niecierpliwy uścisk splótł.
Chciałem tylko ci powiedzieć to że księżyc,
tak ogromny i różowy długo lśnił,
i że wicher szare chmury porozpędzał
a ognisko rozpalone wciąż się tli.