tak mi obcej.
Zdany na wpływ
ludzi, których nie znam.
Wszystko jest nowe
i równie ulotne.
Chcę poznać
nim odejdzie na wieczne spoczywanie.
Jednak nie wszystko
jest mi dane.
Nie wszystko
jest zrozumiałe.
Jest coraz dziwniej.
Czuję się jakby
bardziej sobą.
Zapominam jak było dawniej
i nie myślę o przyszłości.
Jestem teraz,
nadal ciekawy,
niepoprawnie szczery.
Wszystko się zmienia.
Bramy zostają zamknięte.
To co wydawało się piękne
jest ohydą,
naiwnym wspomnieniem.
Żyje niechęcią i
ciągłym sarkazmem.
Wciąż myślę, że
tego nie zmienię.
Zaczynam myśleć
o tym co przyjdzie.
Jak wiele już było
i wiele jeszcze będzie.
Chcę zadbać,
uprzedzić czas.
Bym mógł dać
właściwe odpowiedzi.
Cicho brzmią dzwony marzeń.
Wygasł żar,
który zdawał się być wieczny.
Jak bańka
prysło to w co wierzyłem.
Pozbawiony nadziei
szukam nowego,
lepszego życia.
Przybity do realności,
czuję ciężar życia.
Nigdy wcześniej
go tak nie widziałem.
Przygniata i ogranicza.
Powoduje pewne braki.
Lecz w końcu widzę sens.
Stabilność przyjemniejsza mi jest
od chwiejnej wolności.
Od dawna już nie walczę.
Czas coraz bardziej
daje się we znaki.
Mimo to czuję szczęście.
I choć doskwiera mi
lekka bezradność.
Nie muszę bać się
przyszłości.
Wiem, że moja waga
jest już prawie pusta.
Chcę już odejść.
Zmęczył mnie ten nowy świat.
Zmęczyło jego życie.
W szczęściu.. pomimo wielu lat,
myślę o nadziei.
Znów ją mam,
szczelnie utkaną w świadomości.
Położę się jak na początku.
W płaczu, nie strachu lecz spełnienia.
Podziękuję Bogu za czas.
Kończę wyścig.
Wam życzę powodzenia...