w gałązkach pląsa śnieżnobiała mgła?
postać ma ludzką, dziewczęciem się zdaje,
bosymi stopy, muska giętkich traw.
Śmiech zda się słyszeć, od lip z drugiej strony,
a taki wdzięczny że pieszczotą trwa,
echem się niesie wśród wierzb poradlonych
a w bukach głucho tylko szumi wiatr.
Widać biegnące swawolnie dziewczęta,
pośród gwiazd srebrnych w blasku księżyca,
lekko rzucają za siebie sukienki,
lekko je gubią w leśnym poszyciu.
Nagie i piękne na łąkę wbiegają,
mgielna dziewczyna stoi wśród wrzosów,
powiedz czy myślisz że one się znają?
spojrzyj - tamte tulą ją jak siostrę.
Tańczą z wdziękiem, gną się bezwstydnie,
dumne mają piersi, gęste łona,
próżno by szukać obok nich mężczyzny,
w pląsach nieokiełznanych, szalonych.
Kiedy krąg tworzą za ręce trzymając,
to różowy ogień się rozpala,
na boki złotymi iskrami strzelając,
wznosi się drży i opada.
Co raz tam która podejdzie, przykucnie,
co chwilę jakaś głowę nachyli,
wracają wolno, trochę jakby butnie,
wbiegają cicho w leśne gęstwiny.