Czy to śmierć tam stoi w progu?
Ależ wstrętną ma to gębę.
Wielkie blizny na polikach,
Zgniłe zęby, z robakami.
Jakieś ślepia ma znajome.
Zaraz. Chwila.
Czy to oczy mojej matki?
Cóż zrobiłaś, skąd je wzięłaś?
Tyś poczwarą, piekła dzieckiem.
Jak to jest, ze ciebie widzę?
Skoro jeszcze nie czas na mnie.
Ależ cuchnie od kostuchy,
lecz nie znany mi to zapach.
Smród nie ziemski tej poczwary.
Dziwne nasze jest spotkanie.
Ty nie pomnie, ja bez strachu.
Jednak coś tam chowasz,
co tak błyszczy tam za tobą?
Co jaśniejsze jest od słońca?
A! Już widzę, toż to kosa.
Jednak głupia jesteś pani.
Po co dźwigasz taki ciężar?
Dziś nie jesteś przecież w pracy.
Ej, koszmarze ! Cóż ty robisz,
czemu kroczysz w moją stronę?
Czyżbyś jednak po mnie przyszła?
Boże ratuj, nie chce umrzeć.
Bardzo szybkie było cięcie,
i już na podłodze głowa.
Truchło padło leży w rogu.
Bardzo dziwne to uczucie,
kiedy łeb ci kosą zetną.
Tylko jeden mam znów problem.
Strasznie nos ,mnie zaczął swędzieć,
a podrapać się nie mogę.
Więc cie proszę czarna pani,
zanim wyrwiesz duszę z ciała,
i zabierzesz ją w nieznane.
Podrap mnie, po czubku gładkim.
Bym nie musiał już przezywać cierpień.
To ostatnie me życzenie,
nim odejdę z tego świata.