miała oczy w kolorze jesieni,
długą suknię na wieczorne chłody,
usta dumne, skąpane w czerwieni.
Bosą stopą kamień ugniatała,
rozrzucała na boki bursztyny,
na topolę starą spoglądała,
na pachnące z daleka jaśminy.
Gmachy w pióra, w obłoki stroiła,
poszła szosą, stanęła w winnicy,
mgła szarawa powoli ją skryła,
krzyk puszczyka i leśne poszycie.