Goethe, Faust
Szamanka
nagle
między nieoczekiwanym grymasem ust
a wysuniętą ku Ziemi ręką
kiedy zbiera w deszczu
chrust
dozna grozy
olśnienia
więc oto biorę stronę szatana
a złamana konwencja
sumienia
nie opiera się
złu?
więc nie znalazłam w duchu
litości
skruchy współczucia
ni krzty wątpliwości?
i dopiero teraz
teraz i tu
nagle
między ręką a darnią
gdy sięga po drzewo ofiarne
Bogu złożone przez las
dopadnie ją nagi zaduch
mrocznej sympatii -
ślepo odczutej radości
z nieuchronnego
domknięcia się
oczu
które zgasi czas
gilotyną mroku -
donosiciela
nieludzkich wyroczni
najemcy
bezdomnych mięśni i kości
pogromcy
zaszczutych mędrców
naczelnego
korektora proroków
ile już razy złorzeczyłam
w Słowie?
ile razy miałam klątwę
w oku?
tak oto stoję
po stronie szatana
w rozmowie
między godnymi litości?
ten przenosi spojrzenie
gdzie w oknie ciemniała
dla nadciągającego zmroku
najjaśniejsza Gwiazda -
do kogoś tam się uśmiecha
z politowaniem
do kogo?
więc taki mój bezsilny tryumf
nad obciętą głową -
ta wiecznej służy
tyrani
Szamanka prosi
nagle
Ogień
o spokojną Noc dla miasta
które w porę
rzuciła