a nie był to Wawel, Lourdes, Fatima
ani czakram Paryża
w nocnych godzinach
gdy nikt mnie jeszcze nie wskrzeszał
ni słyszał –
przy mrocznym wietrze ołtarzy
przy dreszczach filarów
w obliczu woni poczętego pod Chrystusem Krzyża
sami
nad marmurową kryptą wiejskiego papieża
oraz relikwii miejscowych carów
w nawie
która nie obnaża pożaru twarzy
czuję Cię ukrytą pod całunem ciszy
i całuję do świtu
cały z pokory bez pychy -
Ornament
pełen cichego o świcie oddechu
i nawet nie pogroził mi Boży palec
Różo Wiatru
o życie prosisz Łazarza
Amen
Na organach wież
w jaśniejącej Nocy grał
w imię nieskończonej niepojęty Pan
niewidzialne freski pieśni
z Miłości i ran
milczących dzwonów –
zatańczą na Anioł Pański
lub na Gorzki Żal
Kochana
znam Cię od zawsze
byłaś w dniu moim pierwszym początkiem światła –
ja w godzinie zgonu końcem Twej ciemności będę
Jesteś różą w moim oku
chcę być wiatrem Twego tańca
jestem kolcem w Twoim boku
Ty esencją Słów różańca
Wszystko z harmonii w witrażach Katedry
w które się wbija Słońce niechcący
jest doskonałe i nie przemija
Oko Nieba groby otwiera i błyszczy
Ciałem i Krwią agonii
jęczą puste przestrzenie Śmierci
aż wszyscy święci wszędzie
grają chińskie cienie
aż usta dźwięczą wstydliwe
Katedro
byłaś, jesteś i będziesz
moje piękne nieszczęście oby szczęśliwe
mój stanie Alfa, moja Omego
Trwamy właśnie objęci aż do bólu wtulenia
śmiertelnie Miłością przejęci
w idealnej konstrukcji stworzenia
Widmo grzechów i Śmierci
jak nasza postać psalmem Miłości rozgrzana
wygaśnie –
dojrzewa w konfesjonałach
zmartwychwstałych księży
Hosanna