w jej mroku wiedza nie wspomaga żadna
sama wyciągasz rękę
nieoświecona
więc naga jesteś od zarania
bezbronna
i szukasz kontaktu ze mną
ciemnym
lub przynajmniej z pozorem tego
co nazywam światłem
światem
z czuciem pod palcem jakiegokolwiek kształtu
choćby popiołu
tylko nie cisza, bezruch i mrok
otwartych zmysłów
Ciężar materii i stóp znanych stąpnięcia
proch ludzki, który się spala w drodze
i przesypuje niczym klepsydra
z kąta w kąt
od Annasza do diabła
z ziemi powietrza w powietrze ziemi
zapewnia spokój
być może niezbędny
chwilowy
że jeszcze żyjemy tu razem
odbiera jednak przeczucie wymiarów
do których śmierć nas wprowadza
Noc również zmysłom odbiera realność istnienia
zaciemnia słów nazwy
kolory oczu, przedmioty, powietrze
i wyposaża w szósty zmysł
czułość
w lekką i ślepą agresję w obliczu braku
konkretu
Daje poczucie pełni i pustki
uchwycić go za nogi
na gorącym złapać uczynku
nieuchwytnego we dnie i w nocy
Dlatego barwy ochronne
religię, kulturę i modę zrzucamy nadzy w pośpiechu
by w pojedynku zapłonąć
by wznieść się ponad poziomy strachu
oraz grzechu
By się trwałością w jedni objawił
walczymy
by nas upewnił, że płonne są lęki
walczymy
lecz nagle przegrani
zwycięzcy
pełnię i pustkę
po papierosa sięgając zmęczeni
tracimy
I znów sam jestem
samotny
osobą urwaną z sufitu
znów rękę wyciągam i szukam
kontaktu
i go znajduję przed sobą
jasność żarówki jest namiastką
świtu
***
W tej upadłej chwili myślę
co znaczy być mężem
czy lęki odganiać jest przeznaczeniem
i misją, i sednem wspólnego trwania w trwodze
rozkoszy
w co się życia przemienią bez czucia ziemi
bez kroków, schodów, poręczy i klamek
gdzie się podzieją istoty żywe a nierozumne
zbiry, kalecy, półgłówki, bezwierni
chmary insektów, jaką drogę nadziemną przebyły
nieobeznane ze zgrozą ani nadzieją
zanim dotarły ku mnie w ciemność
teraz nade mną skaczą, latają i pełzną
ich bezkostne kości za moment bez grobów sczezną
***
Zawisnąć w przestrzeni bez zmysłów i żyć
w sobie, czy znaczy być duchem –
pytałem męża w trzy dni po śmierci
żony, nim zaczął się czołgać w pijanej
rozpaczy codziennie dręczony ku domowi
który nie był już domem?
Była ocaleniem przed polityczną niewolą
ucieczką z ulicznego tłumu
a potem chlebem była, wodą i solą
pełna miłości niespełna rozumu
***
Czy wtedy jedynie jest się ocalonym
gdy pogrzebane ludzkie pragnienia?
gdy pogodzony jest poziom
z pionem w człowieku i wszelkie wymiary
które tylko zna ziemia?
by je przekraczać na niej trzeba się wyrzec
myślenia?
i równowagę trzymać w bezruchu
pamięci?
i po kres kresów dzień święty
święcić?