-----------------------Wiara wtrąca w ciemność
---------------------------------św. Jan od Krzyża
Wieczorem jest już bardzo blisko do świtu –
bez Ciebie w nim żyję
głową o mur się kłaniam
mur niewidzialny, gdy oko nie widzi
krople są słodkie –
łzy posądzone o zdradę
smaku
metafizyczny orgazm upaja nieludzko
nieograniczony Tobą
Z krwią, która w oku stoi
które kapie
chcę połknąć miłość ustami
z powietrza zlizuję światło oddechu
by całe ciało zmysł wzroku posiadło
*****
Tak mało czasu, więc o czym tu mówić?
Powietrze – to chyba w nim wszystko się kończy
powietrze rzednie,
bo jakby inaczej mogły się kurczyć uczucia
i być w zaniku
i krajobrazy, i domy, i wiary?
*****
Samotność bez Ciebie zapijam pamięcią rozumu –
jest korytarzem powrotu
skrótem ucieczki przed sobą w siebie
kontynentem zżeranym przez dookolną wodę
tunelem w przestrzeni wiecznego miasta
która gęstnieje, gdy uciekamy
i nas przybliża
*****
Coraz mnie mniej w czasie, a więc w przestrzeni
dopóki przemijasz w moim oddechu
dopóki wydalam Cię z płuc i pamięci
a martwe jeziora tlenu topią Twe stada
Twą wielość i jedność
aż nasycenie nie zazna spokoju
*****
Im dalej jestem, tym bliżej jesteś –
śmierć się oddala, gdy się przybliża
Dobra jest śmierć nagła i dobre męczarnie
by wreszcie wyzuty z czasu myślenia
nie myśleć o czasie
nic już nie mówić i nic już nie milczeć
zapijać tylko Słowa wiekuiste
tyle znaczą, co cisza zgaszonej latarni –
woda brzeg atakuje i połyka ziemię
*****
Grzeszny jest człowiek i nieuleczalny
a czas biegnie wściekle
a białe czoła żółkną, siniejąc
Osaczają nas sępy
otaczają góry i morza,
a czas zniewala, zniekształca, znieczula
Nie mówię o wolności
o utracie zmysłów
żeby nie myśleć o sobie
muszę czas utracić
to on skazuje na ułomność losu
i wyposaża w pewność o rzeczach niepewnych
a chciałbym być Tobą
i w Tobie jednocześnie
oburącz chwycić się Ciebie
by nauk wszelkich odnaleźć harmonię
stada w Tobie pożerać
by w gnieździe karmione pisklęta
w jedności były rozbite
w wielości były złączone
patrzeć na Ciebie stokrotnie
jednym spojrzeniem powiększać
oddać Ci wszystkie choroby
oddać wszystkie talenty
dno oddać i szczyty
i nędzę, i bogactwo
i być, kim Jesteś
a wtedy będę, kim Byłeś
*****
Wieczorem jest już bardzo blisko do świtu –
jest późny wieczór stulecia
zazdroszczę
czterdziesty dzień się błąkam
nie wiedząc, czy post, czy potop przeżywam
Gonię za własnym cieniem
spokoju szukam, a oddech przyśpieszam
i domy ślepo podglądam w ich poniżeniu
w ich jasności grzechu:
kobieta za firaną jest nie moją żoną
mężczyzna za firaną jest atrapą dziecka –
kontrolują cykl biologiczny marzeń
stojąc przed kołyską – przed ołtarzem
*****
Jestem zwycięzcą –
rządy upadły na łoża historii
tyrani się gotują – zmieniają powłokę
chłopcy na posyłki – aniołowie świtu
obwieszczają nasz tryumf
więc ludzie się cieszą –
zwycięstwo żółcią świateł
kipiąc, wylewa się z okien
policzki sztandarów zmieniają kolor wstydu
tylko bramy w zawiasach
jak skrzypiały, tak skrzypią
*****
Wieczorem jest już bardzo blisko do świtu –
a jednak jutro to czas niespotykany
więc korzystam z tego, co jest
z ciemnej ulicy
by przynajmniej ucho przystawić do Słów i do nut
w tej czarnej godzinie
„Słuchaj, Jezu, jak Cię błaga lud,
Słuchaj, słuchaj, uczyń z nami cud.”