Niechaj ziemia wyda istoty żywe różnego rodzaju"
--------------------------------------------Księga Rodzaju
Teraz odejdę -
pogoda straci rozpęd, przerzedzi trawy
w kroplach odbijać się będą gałęzie
spadną
tak rozprasza się Wszechświat
byłeś moim Wszechświatem
Nie mam już sił, aby prosić
na kolanach nawet nikt mnie nie wysłuchał
bo z odwróconą zawsze głową od Niego –
On nie dla mnie tam stał
surowo patrzył w zaciśnięte pięści moje:
Myślałam, że mnie z Tobą za rękę idąca nie pozna
ale poznał, aż matka płakała
i teraz matka czeka we mnie, matka niepłacząca –
moje łzy czekają na mnie, straszne łzy moje
Księżyc zawył jak sowa, modlitwę zmawia wulgarną
odwrotną stroną talerza
nie pyta o zgodę, chyłkiem ujada
butem zlizując pocałunek pod bliznę
Ledwo ucieszony język, a już zgrzytanie zębami
zaledwie pieszczota, a już sól do oka
i wrzątkiem zalewać Noc, i z kolana w sen
i z łokcia w nieśmiertelność unieważnioną
Jedną ręką pieszczotę, drugą piaskiem w oczy
jedna ręka da, co druga odbierze
jednym Słowem kochany, innym żegnaj bez Słów –
milczenie w ciemno na zgiętym kolanie pożegnań
krzyk pustego w próżne
Jestem kula nieziemska, ptaki na niej nie śpiewają
wiatr niemrawo wiruje
grzebiąc mnie pod stosem padających Słów
Noszę w sobie smutek niedokonanego
które się nie dokona, czy Ty go nosisz?
Pójdę ku czemuś, co pewne nie jest
zerwę z przeszłością, Miłość nazwę od nowa
oderwana od czasu, który jest –
jest potrzebna?
potwierdzi moją chwilową istotność
Spoglądam jeszcze na ciebie, spoglądam ukradkiem
zza każdego liścia całuję, kiedy nie patrzysz
cicho, cichuteńko śpij –
prowadziłam cię donikąd
mój biedny
Chór anielski śpiewa:
"Miłość wywodzi się z modlitwy
a zmierza do koszmaru"