trawa pożółkła od Słońca
włosy pożółkną od Słońca
Suche trawy wkrótce zmartwychwstaną
i wychłostane mrozem gałęzie
dopuszczą życie do siebie –
na przekór Słońcu uczynię tak samo?
Mój mężczyzna pieścił mnie mało –
jego anioł palec unosił
Gdy mój mężczyzna milczał wąską kreską ust
nie śmiałam pytać
A nad ranem przychodziły wilki
i zjadały mnie nakrytą powiekami –
zmęczony anioł spał w każdym kącie
Dlatego nie zmartwychwstanę jak inni
zostanę w kłębek zwinięta w trawie
na łące Pana, aby spełniło się
Niosę Miłość ofiarną na spalenie –
wsiąknie popiół jej czarny w głodną Ziemię
będę odtąd tańczyć boso
tańczyć będę we wrzosach
zamieszkam w sośnie
będę strącać szyszki
palcem rysować na obłokach myśli
Popiół zasieję, piołun wyrośnie
bez Ciebie będę trwać -
prowadziłam Cię donikąd, mój biedny
Jestem Szamanką, gotuję napar z win –
schodzę rwącym potokiem
jego Wody są gorzkie
Martwe ciała mrówek i pająków
pod głodnym mchem
słoneczniki zapłodnione Słońcem
całuję z wiatrem zrodzone owady –
umrą ze zmierzchem
Ziemi oddadzą swój pył
Żyły sosen, brzozy białe
ich nabrzmiałe korzenie
ciemna tajemnica splątanych korzeni
przyzywa mnie nieustannie –
należę do niej
należę do Ciebie
Chór anielski:
„Czym była ciemność trzeciego dnia stworzenia
skoro Słońce rozbłysło w dniu czwartym?
Czym była Noc w przededniu stworzenia Nocy?
i kiedy zapłonął Ogień?”