więc DO WIDZENIA CZŁOWIEKU
a jak widzieć o trzeciej w nocy
piszę na oślep
trzy metry od ciebie
Palestyńczyku
stale obecny w mej wojnie
Znalazłem ciebie pośrodku siebie
w wielkim świecie
wokół wielu zburzonych już stolic
Chodzi mi o to, żeby jeszcze żyć
i troszcząc się o te zgliszcza
wyzbyć się żądzy tracenia
Nieprzytomny w swym zgiełku
nieświadomy tej śmierci
budowałem własną płeć od nowa
na cmentarnym placu potężnego miasta
nieskończonej przecież nicości –
tu, gdzie przyszła śmierć na oczach
umierających
Gdzie leży prawda bycia
w sypialni niezmienności?
Stale obecna nieobecności
istoto stałej nieobecności
łapię cię gehenno na gorącym uczynku
istnienia –
chemio twojego oddechu
w trakcie zapadania się domów
Jesteś pełna uroku w swoim sposobie bycia
więc modlę się za siebie
upadła pośrodku nie tylko mnie
wieżo z kości słoniowej
Kto cię zburzy?
prorok Izajasz?
neandertalczyk z twarzą Mahometa?
Chodzi mi o to, żeby cię mieć
twą melancholię
sztuko
rozłożona w niebycie
nieludzka
pomiędzy nogami twego szaleństwa
dostrzegłem sadyzm
Jesteś elementem na drodze destrukcji –
niszczę cię
kochana
która stoisz pośrodku mej drogi
wokół powszechnego zrozumienia Nowego Jorku