myślę o nieśmiertelności: o sobie
nie znajdując jeszcze różnicy
między przestrzenią a sobą
wpatrzony w falujący sufit
I nagle zaczynam się bać o ciebie
matko
biedna poduszko mojego snu
kątem oka podglądając twoją nieskończoność
*****
Gdy żona męża w łóżku odpycha
gdy mąż z nią usilnie walczy
dotyka, zwycięża
gdy pędzi w kierunku świtu
ich dziecko: krzyk ukryty w gardle
ich pełnia i pycha
ich deska ratunku
kręci się cicho
tuż, na prześcieradle
nad ranem
na krawędzi wstydu
odkrywanego –
w tej chwili przyszłość się dopełnia
i wszystkie obsesje jego zostają zasiane
*****
Wynoś się z tego świata!
Odstąp od niej złoczyńco
mój kochany tato
Pierś mamy jest moja:
moja kula ziemska, jej Wszechświat.
Nie słyszysz zgrzytania zębami?
Taka dyskrecja moja, dobry ton i wychowanie
Rezygnuję z płaczu
by nie alarmować Boga
Ukryty na marginesie mroku
powstrzymuję oddech
*****
Nagle cisza -
powierzchnia sufitu opada i łagodnieje
*****
Jak teraz wyrazić uczucie
którego nie ma –
znikło w wodzie lub we mgle
przedawnienia –
pomyłki dotyczące miłości: definicje śmierci
*****
Pierwszy pocałunek w usta
wycieram z obrzydzeniem
*****
Mąż utonie w śmierci –
na pożegnanie chwyci się dłoni dziecka
jak brzytwy
*****
Powietrza! bo się uduszę.