dostojeństwa pełna i pełna spokoju,
na środku w nieliczne kaczeńce ubrana,
choć słychać że szemrze, zda się zasłuchana.
I srebrzy się złoci, jakby bajkę snując,
jawi się dziewczęciem, zamienia w piastunkę,
ta pierwsza ponętnie szeptała przez chwilę,
jej oczy jak woda tak samo się skrzyły.
A druga ma w rękach, krosno i wrzeciona,
uśmiecha się przy tym w dal gdzieś zapatrzona,
powoli zmęczone przymyka powieki
i z nurtem się zlewa w źródlanym sekrecie.
Dziewczęcy śmiech słychać i krosna piastunki
i jawią się obie w przedziwnym malunku,
ta dumna się wznosi, tamta tańczy wdzięcznie,
zniknęły lecz jeszcze wciąż widać kaczeńce.