w trójkątne wymiary wskakuję radośnie.
Raz ręki zmrożonej nie czuję,
bo motyla pięknego formę przybrała.
Znów wpadam w trójwymiarową dźwięku pułapkę,
I od tyłu widzę mówione wspak słowa.
Wiem, że słyszę normalnie,
choć przeraża mnie prawda.
Czas się leniący na wystawę mnie zabrał,
gdzie z obrazów uciekają potwory mej jaźni.
Straszą mnie.
Są dookoła.
Życie snem się staje,
bo sen być życiem nie może.
Jeszcze raz z wizjami tańczę,
I kolejnych ich historii słucham.
W końcu nasz walc się kończy,
a ja czekam.
Czekam na uświadomienie.