cierpię też w tygodniu, chociaż rzadziej.
Wiem, że wszyscy na mnie czekają
i wiążą ze mną nadzieję.
Wbijają we mnie wzrok spragniony,
a czasami nawet metale srebrzyste.
Od mnie zależy, czy będą szczęśliwi,
czy popadną w letarg jesienny.
Wolności, której kiedyś doznałem
jestem już tylko kawałkiem.
Teraz mam swoją klatkę,
rozgrzaną, czarną
i przez lenistwo zabrudzoną.
Jeżeli chodzi o marzenia,
to nigdy ich nie miałem.
O tym, że zostałem wybrany
zadecydował mój wygląd.
Choć nie powiem, rywali miałem godnych.
Przy narodzinach otrzymałem cel,
prosty rozkaz do wykonania.
Nie mogę zawieść, bo nie mam kogo.
Nędzne takie życie,
jeżeli w ogóle ten krótki okres czasu,
można nazwać życiem.
Cierpię w niedzielne popołudnie.
Leżę na rozgrzanej patelni,
I z obu stron przypiekany
obserwuję głód w oczach człowieka.
Ja, kawałek schabu, mogę być dumny,
Że to właśnie moje mięso
napełni dziś wasze brzuchy.