ściganą kulą i słowem złym
a zaraz potem upadającą
pomiędzy światem tamtym a tym.
Są zwyrodnialcy którzy koty palą
i są myśliwi których mord podnieca,
jakże się cieszą gdy zastrzelą sarnę,
jakąż im dumą rana jest zwierzęcia.
Oczy zachłannie darły sukmany,
słońce patrzyło spomiędzy drzew,
ptaków wokoło nie było widać,
przeciągły, tkliwy dochodził śpiew.
Choćby was prawo w ornaty ubrało
a ksiądz bezduszne plótłby dyrdymały,
sumienia wasze po stokroć zbrukane
a ręce od krwi mokre, ociężałe.
Wtedy spostrzegłem wstała, pobiegła,
żaden z hałastry nie dostrzegł jej,
kiedy dzielili tę co przede mną.
ta sama w leśnej znikała mgle.
Dawno was żony winny były wykląć
i bez łzy jednej, nadto las już płakał,
z rumieńcem wstydu odejdą, umilkną,
w purpurę liści, u podnóża kwiatów.