by senne w dali oglądać kaczeńce
i by nad stawem jesienne motyle,
siadały lekko, patrząc w moje wiersze.
Umiem z pościeli z trawy roztańczonej,
ułowić szepty, pocałunki słodkie,
błogie westchnienie niczym niespłoszone,
śmiałe spojrzenie i blask piwnych oczu.
Umiem rozkrytej, smukłej musnąć ręki,
ciepły wiatr czując, jędrnych piersi drżenie,
i tylko z kręgu rozkoszy zaklętych,
jak cię przytulić, jak zawołać nie wiem.