niczym skrzydła, gładkie, różowe
pomne na pocałunki, szczere,
a oczy jasne, okolone
w tynkturę, lecz jakże fiołkowe
gdyby zaś dłonią, upomnieć miała
o uwagę, jak wiatr w liściach,
jak oddech o północy, gorący
a jakże ulotny, całej duszy by na
pamiątkę, piętno wyryła
i tej wyrwy w sercu, co piętrzy
uczucia ulotne, sens nadany chwilą,
może by łatwiej odejść przyszło,
może by jutro, słowem miłym było
a tak, patrzeć w nicości oblicza,
czekając legnąć ku ziemi
niby nie czuć serca bicia, a oddech
jak mara, przed twarzą mieni