po każdym seledynowym wierszu,
opierając głowę o balustradę
udawała że to moje ramię.
Rankiem odsłaniała muślin,
w rumieńcach, zręcznymi palcami
patrząc jakby obok.
Uśmiechnięta zsuwała powoli
białe ramiączko,
prosząc bym zapach bergamotki,
położył delikatnie,
między niezapisane kartki.