jakby tęsknotą dawnych dni,
miłość rozpala jasny płomień,
chwieje się wznosi, gaśnie, tli.
Podąża zawsze ku spełnieniu,
a gdy jest blisko to się rwie,
i już za chwilę tak się czuje,
jakby w przepięknym była śnie.
Dziewczyna czasem otworzy swe serce,
przed kimś kto nie był wcale tego wart
i wtedy długo cierpi w poniewierce,
czy to jej wina? Czy to życia żart?
I szlocha, płacze, w poduszkę w maskotkę,
łzy zagaszają tlący w sercu żar,
dla niego wtedy popiół zostanie,
inny poczuje wdzięk, miłość i czar.
I ten zostanie, ten nie odejdzie
a jedno bicie drugie będzie znać,
strumyk zagawędzi, cichutko zaszemrze,
szczęściem rumieniec płonny będzie trwać.