przechodzę w etap mojego życia
w którym raczę się ze szklanki
piekna to wizja
pełna cholernych chwil szczęścia
ptaki weń śpiewają zbereźne piosenki
jak woźnica na koźle po dżinie
wódka na tysiąc sposobów..
nawet w najlepszej spelunie takich
mieszanek nie tworzą
gąsiory pełne łez
zazdroszczą nawet palarnie opium
na matach leżące ladacznice
ze szklanymi oczyma
nie miewam kaca
nie dopuszczam..
świt tylko czasem przeszkadza
snu jedni nie uznają
inni wzruszają ramionami tylko
sto procent nigdy nie poleci
chociaż szalenie modne
mówią że abstrakcja
dziewięćdziesiąt pięć
herezja
powieszą mnie na placu
aż mi w pięty pójdzie
rozmiar trzydzieści osiem