jasno staje się na czas
dwa płomienie w noc pełgają
wspólnie dzieląc w świecie blask
jeden w błękit przyodziany
mrozem ścina duszy stal
drugi ciepłym miodem żarzy
jakby tysiąc wieków trwał
oba mgnieniem jak jutrzenka
drogą po nich mglisty pas
oba silnie prą ku sobie
by się dotknąć chociaż raz
gdzieś w oddali uszły iskry
ognie w pląsach szaty rwały
zwarte w sobie w tańcu ściśle
wnet za moment przyciemniały
mrok otulił je dokoła
gasząc siłę jasnych gwiazd
wystudzone wtem umilkły
nie pozostał po nich ślad
nie ma mroku w nieskończoność
po nim wschód rozjaśni świat
gdy dopłynie widnokręgiem
zaś na powrót przyjdzie czas