droga mogła prowadzić w nieznane,
barwy lata ujrzałam, jesieni,
kapelusze z obłoków utkane.
Nieopodal pachniały jabłonie,
rozrzucając frywolnie garsonki,
wolno, w górę uniosłam swe dłonie,
łapiąc kwiaty, promyki słońca.
Pewno usta rozwarłam, lecz nie wiem,
zachwycona powiedzieć coś chciałam,
w lichej sukni przed siebie pobiegłam,
krętą dróżką z pełnymi garściami.