wychodząc z objęć, nie wiadomo czemu,
myśląc że zaraz do siebie wrócimy,
obietnicami jeszcze rozmarzeni,
pieszczoty lekkie śmielszymi uczyńmy,
niech one nas, jak my je prowadzą,
tak jakby już być miały ostatnimi,
jakby ten cud już miał się nie wydarzyć.
A twoje imię skryte w niepamięci,
w rosie porannej odnajdę w stokrotkach,
albo po ustach słodko w krąg rozdźwięczy
i czysto jakby z dzwonków srebrno – złotych.
...Kiedy nadejdzie sen nieodgadniony,
wolno odsłoni tańczące połacie,
pobiegnę, wtulę cię w swoje ramiona,
a pocałunków świt nie zdoła zatrzeć.