lecz ulotne bywają jak mgła,
choćby łzami zroszone obficie,
to jak puch są na wietrze, dom z kart.
W zapomnieniu na manowce schodzą,
poplamione, zbrukane wracają,
kłamią słodko, na tysiąc sposobów,
takie kładą się, zasypiają.
Chciałbym wierzyć w tę miłość jedyną,
która oprze się burzom i złu,
tę dziewczynę za rękę chcę trzymać
w tańcu podać jej biały kwiat bzu.