Chleb czerstwieje w jeden dzień
A pomidor nieśmiertelny
Trzy tygodnie leży już
Świeżym ideałom wierny
Już hodowli nadszedł kres
Krowy tylko dzikie
Świnką zastąpiony pies
Boczku nie ujrzycie
Krzyże dawno połamane
Inni męczennicy
Co dzień nowi mnożą się
Na lewicy i prawicy
Dziwny zapach wokół czuć
To rozsądek gnije
Bronią życia tu i tam
Lecz ktoś ich tam bije
Słońce świeci deszczyk spadł
Ta tęcza jest nasza
Kto nie z nami przeciw jest
Gorszy od Judasza
Rybka może koniem być
Kiedy humor taki
Czasem mucha snuje sieć
Zrozumcie buraki
Covidova atmosfera
Orwell to przewidział
Wielki brat już ma co chciał
To już nie jest wizja
Idzie ojciec z synem swym
Tato o co chodzi
Nic się nie martw chłopcze mój
Świat w absurdzie brodzi
W słowo tylko swoje wierz
Innych zawsze sprawdzaj
Może wtedy dowiesz się
Gdzie schowana prawda
Gdy czerwono wokół jest
Mów że to czerwony
A gdy z góry pada mocz
Nie mów żeś zroszony
Siłę w ręku zawsze miej
Aby bronić siebie
Nie zapomnij również tych
Którzy są w potrzebie
Walcz do końca w życiu swym
O wolność języka
Ucz się jak saperem być
Bomba głośno tyka
A gdy przyjdzie polec Ci
Uśmiech miej na twarzy
Choć Twój ojciec stary już
Tylko o tym marzy
Piórem będzie długo dźgał
Rzucał kałamarzem
Aż ostatni wyda dech
Przed kartki ołtarzem
Oto wiersza koniec już
Trzymaj się dzieciaku
Pora z miecza zetrzeć kurz
Nie znosi krwi braku