Na podłodze dwie spokrewnione dusze.
Pogrążone w dyspucie oczu, marzą
Ustami o pocałunkach pełnych wzruszeń.
Rozmawiają o ciarkach od podniecenia,
Szybują ich słowa w powietrzu, pełne
Zapachu spoconych ciał i uniesienia
Wplatają się w ich włosy, całkiem wolne.
Rozmawiają dłońmi ożywionymi po kawie,
Snują opowieści na swych lepkich ciałach
Jakby jutro miało zgnić gdzieś na jawie,
I ciągną rozmowę złączeni w zdaniach.
Szeptają słowa, zrzucają czarne berety,
Pocałunkami obrysowują kontury bioder
Które lekko uniesione ujawniają sekrety
Jej ciała, ciała ulotnego jak wicher.
Zdania ciekną po ich plecach spoconych,
Słowa wirują po ramionach, brzuchach,
Dłoniach zimnych, skrytych, oblodzonych
Mokrymi snami, tonącymi w kosmicznych okruchach.
Na porozrywanych niedbale wierszach,
Na stosie książek nadpalonych od słońca,
Na stole z rozsypanymi słowami o duszach
Kochają się ciągłą pogawędką, bez końca.
W blado pomarańczowym pokoju leżą
Dwie przepocone od rozmów dusze.
Pogrążone w rozmowie prężą
Swe nagie zdania pełne wzruszeń,
Pełne ciągłych uniesień ponad ziemię,
Pełne gęstych uczuć, uczuć do Siebie.