Nie widzę nieba by brnąć w dobrym kierunku,
Księżyc nie świeci nad głową w nocnej pogardzie,
A mi kończą się zapasy słów w małym pakunku.
Fale wzbijają się ponad popękane wiosło,
Chłodna bryza skrapla się na mej twarzy,
W kompasie igła zakłamana wyrosła,
A ocean czerni na mnie gwiazdą się skarży.
Nie umiem poddać się bezkresowi wód,
Nie wiem w którą stronę powinienem płynąć,
Nie mam już sił na ten niekończący się trud,
A niewidzialny Bóg morza nie pozwala nigdzie zawinąć.
Drewno zaczyna gnić pod naporem czasu,
Łajba przecieka w coraz to większych dziurach,
Nie pamiętam już lądu, jego spokojnego obrazu,
A wiosło pękło już całkiem, i nic mi po emocjonalnych murach.
Skończyły się zapasy słów z małego pakunku,
Księżyc nie świeci nad głową, chyba go uraziłem
Gdyż nie widzę nieba by brnąć w dobrym kierunku,
I zgubiłem się w sztormie, który sam stworzyłem.