a ja się pragnę z nią droczyć,
nie wiedzieć czemu zziębnięte ręce
ogrzać w iskierkach jej oczu.
Głos ma tak wdzięczny, jak gdyby grały,
dzwonki srebrzyste i złote,
wiem że już kiedyś ją napotkałem,
tuliłem wśród leśnych wrzosów.
Choć tak daleką drogę przebyła,
patrzy beztrosko z uśmiechem,
odgadnąć można że jest szczęśliwa,
że to mój widok ją cieszy.
Lecz jakby czeka, wygląda chwili,
chłodnym porankiem spłoszonej,
bym ją jak wtedy w tamtej gęstwinie,
objął i wtulił w ramiona.