"Dla dziadka"
Dziadku,
dziś jest ta rocznica,
1 sierpnia, ciepły dzień.
Dziś zapalę Tobie znicze,
to niewiele, dobrze wiem.
I zapalę Twym kolegom,
co nie doczekali dni,
by zobaczyć wolną Polskę,
choć przelali morze krwi.
I polegli w gruzach miasta,
które z prochów wzniosło się,
stoi dumnie, lecz znów płacze,
sześćdziesiąt trzy noce,
sześćdziesiąt trzy dnie.
Teraz stoję nad Twym grobem,
leży tutaj też Twój syn,
co mi ojcem był kochanym
i żołnierzem tak jak Ty.
Gdyby moje smutne oczy
zobaczyły tamte dni
poczułbym w rękach karabin
wycelował, walił w nich,
aby pomścić Cię Warszawo,
która jesteś miastem mym,
bo niemieckie, wstrętne bestie
wykąpały Cię we krwi.
Teraz jednak stoisz dumnie,
zaraz jest godzina W,
więc na baczność i ja stanę,
na tę chwilę szczędząc tchu.
Pamięć będę niósł przez życie,
bo to skarbiec tamtych dni,
a Ty dziadku śpij spokojnie.
Wolna Polska Ci się śni.
Wiersz ten, dedykuję pamięci mojego dziadka Stanisława Deptucha, urodzonego w 1909 roku, żołnierza Armii Krajowej w stopniu kaprala, zawodowego rusznikarza, strzelca wyborowego, który walczył na Woli w Zgrupowaniu "Radosław", a przed Powstaniem, produkował w konspirancji broń dla ruchu oporu. Dziadek brał udział w akcjach dywersyjnych, był w obstawach dowódców i wykonywał wyroki na kolaborantach i okupantach. 8 sierpnia 1944 roku ( następnego dnia po ustaniu Rzezi Woli), dostał się do niemieckiej niewoli i trafił do obozu zagłady Buchenwald, gdzie przeżył 241 dni piekła. Gdy wojsko amerykańskie wyzwoliło obóz 11 kwietnia 1945 roku, mój przodek leżał w pawilonie śmierci ważąc 36 kilo. Był świadkiem śmierci swoich współtowarzyszy niedoli, którzy dostawali skrętu kiszek od porcji otrzymywanych z amerykańskich kuchni polowych, gdyż ich wygłodzone ciała doznawały szoku po przyjęciu kilku łyżek strawy. Dziadek przeżył, bo prawie wszystkie zęby zostały mu wybite pałką przez obozowego kapo, dlatego wolno przyjmował pokarm, który musiał dlugo przeżuwać i miażdżyć dziąsłami i resztką zębów. Po 6 miesiącach pobytu w amerykańskim szpitalu wojskowym i 12 miesiącach w niemieckim cywilnym, wrócił do Polski w 1947 roku. Wrócił do pracy w Instytucie Mechaniki Precyzyjnej przy ulicy Powązkowskiej w Warszawie, gdzie pracował przed i w trakcie niemieckiej okupacji. Stamtąd też wynosił ryzykując życiem, części potrzebne do produkcji broni w konspiracyjnych domowych warunkach. Zmarł na trzeci zawał serca 31 stycznia 1982 roku. Do końca życia żył ze świadomością, że Urząd Bezpieczeństwa może pewnego dnia zapukać do drzwi i go aresztować. Jednak nikt go nie wydał. Większość jego kolegów nie przeżyła Powstania Warszawskiego, lub tego co ich spotkało po kapitulacji. Cześć ich pamięci!
Powyższy utwór napisałem 1 sierpnia 2025